- Podobno jeich synek dosto³ z³y stopieñ z historii. - A bo tym rechtorom to sie ju¿ w ³ebach poprzewraca³o... pytajom biedne dziecko ³o takie rzecy, kiere siê sta³y, kiej go jeszce na ¶wiecie nie by³o.
- Powiedz mi, ski¿ cego Pon Bóg stworzy³ kartofle? - No toæ zwycajnie ski¿ tego, coby biedny c³owiek mio³ ty¿ kogo ze skóry ³obdzieraæ.
- Jak sie nazywosz? - Nie wiem. - No, a jak na ciebie w doma wo³aj±? - ¦piku, pód¼ ino sam!
Hanys przyszo³ ze szko³y do dom ca³y za¶limtany. - Có¿e¶ to nabroi³, ty jancykry¶cie? - pyto matka. - Dyæ mie rechtór zepro³... - A za có¿? - Bo ino jo jedyn ³odpowiedzio³ na pytanie... - Cego to? Przeca za to cie chyba pochwolili. A co ci sie spyto³? - A dyæ spyto³ sie mnie, fto to wrazi³ ta ¿aba do ka³amorza.
Karlik przynosi ze szko³y do dom ¶wiadectwo. Matka cyto go: - Pilno¶æ dobra, staranno¶æ dobra, zachowanie z³e. S³uchej no, ty ¶piku - pado oburzono - zachowanie ty¿ powinno byæ dobre! - Ja? To¿ powiedzcie to, mamulko, rechtórowi. Jo przeca nie pisza ¶wiadectw.
Rechtór nakazuje dzieciom w szkole, ¿eby ile razy w domu zdarzy siê jako zara¼liwa choroba, nie przychodzi³y do szko³y. - Ma³o Maryjka Kopyciok nie przysz³a bez trzy dni do szko³y. - Nasi muter byli chorzy - pado Maryjka. - A czy by³a to zara¼liwa choroba? - pyto rechtór. - Nie wiem, ociec padaj±, ¿ê to u nas jest chroniczne. - Co ty padosz, a¿ chroniczne? A có¿ matce brakowa³o? - No, ja to prawie nie wiem, ale za ko¿dym razem to momy potym w doma jedno dziecko wiêcej.
Ma³y zeflik przychodzi ze szko³y ca³y wymazany marasem. - Ty jancykry¶cie! Jak to za¶ wygl±dosz? - padajom muterka. - A mamuliczko, boch sie przewali³ do marasu! - W tych nowych galotach!... - No, dyæ takech gibko wylecio³, coch ju¿ nie móg³ galot seblec.
- Powiedz mi Gomó³a, jakby¶ post±pi³, gdyby do przepe³nionego tramwaju, w którym siedzisz, wszed³ staruszek? - Pedzio³bych: Nie ryjom sie sam, bo nie ma placu!...
(wybór ze "Stanis³aw Ligoñ. Bery i bojki ¶l±skie", Wydawnictwo "¦l±sk", Katowice 1980)